Na padoku w Bielkówku…
… najpierw musieliśmy schronić się przed ulewą, ale potem mimo deszczu zabraliśmy się do pracy (co widać na zdjęciach). Trzeba było przenieść ogrodzenie dla koni fundacyjnych, więc nie było lekko. Maluchy zbierały biedronki, a potem rozkładały koniom prezenty w postaci marchewki, dziewczyny sprzątały stajnię, a w wolnych chwilach wszyscy z uporem próbowali rozpalić ognisko, które co i rusz moczył „przelotny opad”. Jednak deszcz w końcu ustał, wyszło słońce i mogliśmy leniwie posiedzieć przy ognisku.
W Bielkówku najprzyjemniejsze są spotkania ze zwierzętami. Poznaliśmy rudego, puchatego kocura i pełną gracji kicię, która głośno mruczała domagając się pieszczot. Największą sympatię poczuła do Tadzia.Do ogniska przyszły też dwa zaprzyjaźnione (z kiełbaskami, oczywiście) psy. Przy stajni biegały jeszcze dwa kundelki, ale były nieufne i obszczekiwały przybyszy. Tylko Kamil potrafił je obłaskawić. Konie fundacyjne: Bąbel i Pedro przyszły przywitać się z nami na padoku. Obwąchały nas i dawały się cierpliwie głaskać. Ale największą atrakcją była samica daniela, która ciekawie przypatrywała się nam zza płotu. W zeszłym tygodniu urodziła młode , ukryła je gdzieś w trawie i udawała przed nami, że wcale nie ma dzidziusia.
Wyprawa udała się znakomicie. Nikt nie marudził i nie nudził się. A tę wspaniałą gościnę zawdzięczamy pani Kasi, której bardzo gorąco chcielibyśmy podziękować za zaproszenie!